niedziela, 24 maja 2015

talerz kolorowych marzeń



Rozstania i powroty, by złapać dwie garści pełne pomysłów. Nie brakowało jednak Ktosiów, dni wypełnionych testowaniem nowych przepisów, miejsc, albo powtarzaniem do znudzenia tych najsmakowitszych.



Znalazłam przepis na Pomysły. Umyć, osuszyć, przyciąć gdy niesforne. 
A potem wrzucić na patelnie realizacji i podać jeszcze gorące.




Sałatka z avocado 

Składniki:

-mieszkanka sałat: ruccola,radicchio, botwinka 
-1/2 avocado 
-1/2 kulki mozzarelli 
- 4 suszone pomidorki 
-łyżka prażonych ziaren : słonecznik, dynia i orzechy pini

Dressing:
-3 łyżki oliwy z oliwek
-1 łyżeczka musztardy
-1 łyżeczka miodu
-1 łyżka soku z cytryny

Mieszankę sałat umyć umyć. Avocado obrać, pokroić w plasterki wraz z pomidorkami i mozzarellą. Ułożyć dowolnie na talerzu. Ziarenka wrzucić na rozgrzaną patelnię. Prażyć około 2-3 minutki, by lekko się zarumieniły. 

Wszystkie składniki na dressing wymieszać w miseczce. Polać nim sałatkę i na koniec posypać ziarenkami.  



sobota, 25 października 2014

o Nieczasie i Niejesieni


Jesień. Jesienne docieplanie, niedouśmiechanie. I taki jeden leniwy dzień, kiedy wszystko nagle zwalnia. Czas - zazwyczaj tak szybko biegnący - zakłada dziś na swoje krótkie, pokręcone nogi kapcie. 
Nie czekać na nic i nie musieć nic. 

I wszystko dziś takie na nie... i leniwe... niezdecydowane? Po prostu inne niż zawsze. 
I czy mi się to podoba? Chyba nie, ale czasem potrzebny jest taki dzień, kiedy w łóżku je się późne śniadanie i pije herbatę w największym kubku z kwaśną cytryną i sokiem z malin. 

A w kuchni? Ładnie pachnie dziś latem - nie jesienią. 


Hiszpańska tortilla 

składniki: 

6 jaj
6 ziemniaków średniej wielkości
1 czerwona papryka
10 dag pieczarek
10 dag sera żółtego
1 cebula
kilka liści bazylii
sól, pierz 
oliwa

Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie przez około 20 minut - do czasu kiedy będą miękkie, ale nie będą się rozpadać. 
Paprykę kroimy na 4 części i grillujemy w piekarniku nagrzanym do 200 st C, aż skórka zacznie robić się czarna, potem obieramy skórkę i kroimy w cienkie paski. 
Cebulę siekamy w piórka i podsmażamy na patelni. Pieczarki kroimy i podsmażamy na oliwie, aż będą lekko zrumienione. 
W misce roztrzepujemy jajka, dodajemy pół łyżeczki soli i pieprzu oraz starty na drobnych oczkach ser.  

Ugotowane ziemniaki kroimy w plasterki o grubości około 0,5cm. Na dnie patelni układamy ziemniaki, następnie układamy paprykę i pieczarki. Całość zalewamy masą jajeczno-serową i posypujemy posiekanymi liśćmi bazylii. 

Pieczemy przez 20-25 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 180st. C, aż jajka się zetną.




czwartek, 14 sierpnia 2014

bo żyć, to nie znaczy być doskonałym


niedoskonałość nie zwykła być wyznacznikiem wartości człowieka. jednak ludzie przywykli do tego, by nieustannie podążać za czymś co nieuchwytne. być doskonałym? najgorsza z rzeczy, która mogłaby się stać. 
a jednak to niedoskonałość czyni nas tak bardzo wyjątkowymi. 


i to uczucie, gdy zasypiasz z pogniecionymi myślami, brudnymi  od niepewności i frustracji, a budzisz się z pogniecioną twarzą. bo nie da się uciec i żyć dalej w wyimaginowanym świecie złożonym tylko z.... 
marzeń.



czekoladowe ciasto z wiśniami

niesamowicie wilgotne i zrównoważone w smaku. idealne!

 składniki: 

2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
¾ szklanki cukru
2 łyżeczki cukru z wanilią
3 łyżki kakao
¾ szklanki maślanki (+ 3 łyżki)
1 jajko
¼ szklanki oleju
1,5 szklanki wydrylowanych wiśni

w dużej misce przesiewamy i mieszamy razem wszystkie suche składniki.
dodajemy mokre składniki ( maślankę, olej) i wszystko razem łączymy. na koniec dodajemy wiśnie i delikatnie mieszamy całość.

ciasto przekładamy do tortownicy o średnicy 24 cm (ja piekłam w 22 cm co wydłużyło czas pieczenia). pieczemy w 180 st. C przez około 50 - 55 minut do tzn. suchego patyczka (można też po tym czasie przełączyć na grzanie tylko od dołu, aby góra ciasta się nie spiekła).
 
przepis z małą zmianą od wypiekibeaty





sobota, 26 lipca 2014

ciepły dzień o smaku Hiszpanii



słoneczne dni. 
ostatnio dużo jest u mnie takich i to nie tylko na pogodowej mapie. spotykam ludzi, którzy są dla mnie niczym małe słońca, rozjaśniające nawet najbardziej pochmurny dzień. 

a każdy ich uśmiech jest jak taniec promyków słońca na twarzy. kiedy budzisz się rano i już wiesz, że to będzie na prawdę dobry dzień. 


quesadilla z kurczakiem i warzywami  

składniki:

2 tortille
1 kulka mozzarelli 
1 mała pierś z kurczaka
1 pomidor
pół zielonej papryki
sól i pieprz
ząbek czosnku
czerwona papryka w proszku
oliwa z oliwek
odrobina soku z cytryny

pierś z kurczaka posypujemy solą, pieprzem, papryką, skrapiamy sokiem z cytryny. wyciskamy ząbek czosnku i skrapiamy oliwą z oliwek. następnie smażymy z obu stron przez około 3-4 minuty, aż będzie złocista. 
do nagrzanego do 180st.C piekarnika wkładamy zwiniętą w papier do pieczenia pierś z kurczaka i pieczemy przez 20 minut (musi być upieczona w środku). gotowy filet z kurczaka kroimy w poprzek na w miarę cienkie plastry.  

pomidora kroimy w kostkę, paprykę w cienkie paski. placek tortilli smarujemy z obu stron odrobiną oliwy i podpiekamy na patelni przez 3 minuty, następnie rozkładamy na niej połowę pokrojonej mozzarelli, kurczaka, pomidory i paprykę i ponownie pozostałą mozzarellę. na warzywa kładziemy również posmarowany oliwą placek tortilli. 
smażymy na patelni do momentu, aż dolna warstwa mozzarelli nie zacznie się rozpuszczać. następnie przewracamy quesadillę na drugą stronę i ponownie podpiekamy. 


wtorek, 22 lipca 2014

rabarbarowy oksymoron na talerzu

kwaśna słodycz



słodycz kruszonki i kwaskowaty smak rabarbaru, kremowe wnętrze otulone kruchym, maślanym kocykiem.
a jeśli doda się do tego jeszcze gałkę lodów,  powstaje kolejna różnica.
ciepło i zimno.







rabarbarowe crumble

Składniki:

600g rabarbaru
1 łyżka masła
5 łyżek cukru
szczypta cynamonu
1 łyżka mąki ziemniaczanej

150g mąki
100g masła (zimnego)
50g cukru
1 cukier wanilinowy

rabarbar kroimy na kawałki o grubości 1cm, wrzucamy do garnka i łączymy razem z cukrem, masłem, cynamonem i skrobią. podgrzewamy przez około 5 minut, aż całość przybierze ładny różowy kolor, a rabarbar delikatnie zmięknie. na koniec przenosimy rabarbar do naczynia (żaroodpornego, ceramicznego).

do miski przesiewamy mąkę, dodajemy pokrojone, schłodzone masło i rozcieramy (możemy użyć siekaczki lub tłuczka do ziemniaków). następnie dodajemy cukier i mieszamy widelcem. powstałą kruszonką posypujemy rabarbar. pieczemy przez 30-35 minut w temperaturze 180st C, aż całość ładnie zbrązowieje.  



rabarbarowe crumble to mieszanka sprzecznych smaków, struktur i temperatur. całość w połączeniu jest perfekcyjna. 
nie mogę wyobrazić sobie, by to niewinnie wyglądające cudo, mogło smakować inaczej.

rabarbarowa pycha!


poniedziałek, 16 czerwca 2014

by każdy nowy dzień najlepszą bajką był


bajki. nierozłącznie związane z dzieciństwem. pozwalają przenosić się dzieciom w odrealniony świat, w którym dobro walczy ze złem. nieustannie. księżniczki i książęta, królowie i królowe. wróżki i dżiny, czarownice, ciemne stwory. bo świat przecież nie powinien być tylko jasny i kolorowy.

czy życie jest bajką? w końcu i my walczymy. codziennie wykonujemy tysiące kroków - małych posunięć w przyszłość. wraz z nimi zakradają się stwory, takie od łez i niehumorów...przysiadają człowiekowi na ramieniu i posypują myśli solą, zamiast cukru pudru.
aż w końcu nasze wyimaginowane potworo-myśli dopadają nas w cichym zakątku chorych myśli. niszczą pola szczęścia, co rozkwitły wraz z wiosną, plamią buzię czarnym od złości atramentem. zatrzymują nas w pułapkach codzienności.  

ostatnio pewien Ktoś spytał: skąd czerpię tyle energii? odpowiedziałam: z życia.
to szczera prawda, bo w moim życiu - tak zakęconym i aż niepoprawnie marzycielskim - nie ma czasu na deszcz gorzkich łez. i może to całe zabieganie to tylko ucieczka od kłopoto-stworów, ale wolę nieustannie biec, maraton życia prowadzić. marzyć, kochać i śnić, jakby każdy nowy dzień najlepszą bajką był.

co jest PRZED górami i lasami? i czy w ogóle coś? a może tylko my i nasze sny i marzenia? nasze życie wciąż mijające i ulatujące jak latawce pod słońce...?

nie wiem. ale jedno wiem, lubię bywać szczęśliwa.



ciasto skrzata 

składniki:

Składniki:
2½ szklanki mąki pszennej
1¼ szklanki cukru
1 łyżka kakao
1 łyżeczka soli
2 duże jajka
1½ szklanki oleju słonecznikowego
1 szklanka maślanki (lub kefiru, zsiadłego mleka)
1 łyżka winnego octu
1 łyżeczka sody oczyszczonej
40 ml zielonego barwnika w płynie

500ml śmietanki 36% (dobrze schłodzonej)
1 śmietan fix
4 łyżki cukru pudru

500g truskawek
2 łyżki nalewki różanej (niekoniecznie)

**wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.

przygotowujemy dwie tortownice o średnicy 24 cm, wykładamy papierem do pieczenia.
mąkę, kakao i sól przesiewamy do miski. dodajemy cukier, mieszamy.
w drugiej misce jajka lekko rozbijamy widelcem, dodajemy olej, maślankę, barwnik i mieszamy do połączenia (również widelcem).
składniki suche przelewamy do składników mokrych, mieszamy widelcem na gładką masę (mieszając tylko w jednym kierunku).
do szklanki wlewamy ocet, dodajemy sodę, mieszamy. powstanie piana. od tego momentu działamy szybko - pianę wlewamy do ciasta, mieszamy. ciasto dzielimy równo między dwie tortownice.
pieczemy w temperaturze 180ºC przez około 30 minut, lub dłużej, do tzw. suchego patyczka. studzimy w formie.

śmietanę ubijamy, dodajemy cukier puder i wciąż ubijamy. pod koniec dodajemy śmietan fix, jeszcze przez chwilę ubijając.

z przestudzonego ciasta ścinamy delikatnie wierzch.  dolny spód delikatnie nasączamy nalewką różaną, układamy plasterki pokrojonych truskawek. na truskawki nakładamy bitą śmietanę, a następnie 2 blat ciasta. całość pokrywamy śmietaną. dekorujemy kawałkami truskawek. 

inspiracją do stworzenia ciasta był przepis na red-velvet cake (mojewypieki.com)



poniedziałek, 2 czerwca 2014

w kieszeniach wspomnień truskawkowy przepis na radość



ostatnio łapię się na wracaniu myślami w przeszłość. mała podróż w czasie. w kieszeniach wspomnień szukam przepisu na radość. bo znów chciałabym być dzieckiem. robić babki z piasku, mieć buzię umorusaną czekoladą. albo białą bluzkę pełną czerwonych plam po soku z wiśni. 
by jedynym powodem mokrych od łez oczu były zdarte kolana, co się goją szybciej gdy je wycałuje tata. 
by marzyć i żyć marzeniami. tak zwyczajnie. beztrosko. 



i takie ciasto mi się upiekło. a Dzień Dziecka był bardzo udany.  


lekkie ciasto z truskawkami

składniki
250 g mąki pszennej
120 g cukry
2 jajka

2 łyżeczki proszku do pieczenia
125 g masła


50 g budyniu waniliowego
300 g jogurtu naturalnego
500 g truskawek


składniki  wyciągamy wcześniej z lodówki, by były w temperaturze pokojowej.

miękkie masło ucieramy z cukrem. cały czas ucierając wbijamy po jednym jajku. na przemian dodajemy po 2 łyżki mąki przesianej z proszkiem do pieczenia i budyniem oraz po łyżce jogurtu. delikatnie mieszamy łyżką .
ciasto wylewamy na tortownicę (średnica 23-24cm) wyłożoną papierem do pieczenia. pieczemy w piekarniku (system góra-dół) w temperaturze 170 st. C przez około 50 minut lub więcej, do tzw. suchego patyczka*.


 *suchy patyczek – bijamy wykałaczkę w środek ciasta, powinien być suchy.  



 bo w głębi duszy każdy z Nas zawsze pozostanie dzieckiem. 

M. i T. dziękuję za domowe latte macchiato, sok i ciasto (muszę kiedyś odtworzyć to połączenie jabłka i porzeczki). prawdziwa rozpusta. :) 


poniedziałek, 12 maja 2014

tiki taki takowy przypadkowy... tort



dobrze jest czasem nie planować i chwycić za rękę spontaniczność, co się chowa w torbie. i mimo że czas goni, nie zatrzymuje się ani na chwilę, choć czasem tak bardzo tego pragnę...

to jednak lubię te nieplanowane, kuchenne zachcianki. podróże małe i duże, o których dowiaduję się tuż o poranku. 
i te chwile pozornie zwyczajne, gdy się siedzi i uśmiecha do siebie myślami. 

tik tak, tiki taki, tak...

bo warto czasem rzucić schemat, odejść od swoich egoistycznych planów. kochać, pomagać, uśmiechać się nawet przez łzy i żyć zwyczajnie tak... marzeniami. 


czekoladowy tort tiki taki 

składniki:


2 ⅔ szklanki mąki

1 szklanka cukru
¼ szklanki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
½ łyżeczki soli
3 jajka
½ szklanki plus 2 łyżki stołowe śmietany
1 łyżka stołowa ekstraktu z w wanilii
¾ szklanki roztopionego masła
½ szklanki oleju 

1 czekolada Tiki Taki
1 ⅓ szklanki zimnej wody

nastawiamy piekarnik na ok. 180°C. formę o średnicy 24cm wykładamy papierem do pieczenia.

w dużej misce mieszamy razem przesianą mąkę, kakao, proszek do pieczenia, sodę, cukier  i sól. w drugiej misce ubijamy dokładnie jajka, śmietanę i wanilię. w mikserze ubijamy dobrze masło i olej, potem dolewamy wodę. dosypujemy suche składniki i miksujemy na małej prędkości. następnie dodajemy składniki z drugiej miski (jajka ze śmietanką), miksujemy aż wszystko się połączy.  na koniec dodajemy pokrojoną na kawałki czekoladę. przelewamy miksturę do formy.

ciasto pieczemy przez 50-55 min., sprawdzając patyczkiem czy jest już suche. pozostawiamy ciasto (w formie) do całkowitego wystygnięcia. 

500 ml śmietany 30%
3 łyżki cukru pudru
1 śmietan-fix
50g czekolady Tiki Taki (lub cukierki)

śmietanę ubijamy. pod koniec ubijania, gdy już trochę zgęstnieje, dodajemy przesiany przez sitko cukier puder oraz śmietan fix. miksujemy chwilę i nakładamy na wierzch ciasta,

dekorujemy pokruszonymi kawałkami czekolady.




Wszystkiego Tiki Takowego Ktosiu ! :) 

niedziela, 4 maja 2014

o mieście, gruszkach i o takiej jednej tarcie



zabiorę Cię na taki jeden spacer ulicami miasta. miasta, które pokochałam. miasta, które mnie przygarnęło. do niedawna jeszcze chłodne i obce. i zimny wiatr tak nieprzyjemny, jakby pragnął za wszelką cenę kazać mi odejść i już nie wracać. 
dziś ten sam wiatr i ta sama uliczna samotność w mieście. ale miasto już moje. i mimo tego, że jestem tu sama, to już nie samotna. bezpieczna i spokojna. 

miliony ludzi mijanych co krok, ktoś się uśmiechnie, ktoś inny przejdzie niezauważony. 
miliony myśli, co się kleją jak lukier do drożdżówki, tkwią w mojej głowie. 
i te pytani o Ktosia i Ktosiów. i czy ktoś pójdzie witać ze mną świt o czwartej rano na plaży. czy rozśmieszy, uśmiechnie. 
być iskierką radości, gdy wokół tyle trosk, niepewności. chcę być.   

kochany Gdańsku dziękuję Ci za ten wiatr, za chłodne wieczory i zimne poranki. dziękuję za to, że otulasz mnie zapachem morza, łaskoczesz drobinkami piasku, co je mam na stopach i wplątujesz we włosy szczęście, od słońca złote. i dziękuję za tych Ktosiów, których nigdy bym się nie spodziewała, a tym bardziej nie pomyślałabym, że mogą być blisko mnie. 



czekoladowa tarta z gruszkami na migdałowym spodzie 

Składniki: 
(na formę wielkości 30cm)

syrop do gruszek:

4 gruszki (odmiany Rocha, Bosc lub innej) 
0,5 l białego słodkiego wina
1 szklanka cukru
pocięta laska wanilii 
lub 
pół łyżeczki ekstraktu z wanilii
szczypta cynamonu 

ciasto:

1 i 1/2 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru pudru
1/4 łyżeczki soli  
115 g masła
4 łyżki posiekanych migdałów w płatkach
1 zimne jajo (rozbite)

ganache:

200 g czekolady deserowej lub gorzkiej 
3/4 szklanki śmietany kremówki 
1/4 szklanki cukru
1 jajo
1 żółtko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii 

do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy cukier i sól. całość siekamy z masłem, aż do całkowitego rozdrobnienia. dodajemy migdały. wbijamy jajko i szybko zagniatamy ciasto widelcem, by uzyskało zwartą strukturę. jeśli ciasto będzie zbyt suche, dodajemy łyżkę wody i ponownie łączymy. 

formę do tarty smarujemy masłem i wylepiamy ciastem. trzeba robić to dość szybko, tak by ciasto nie zdążyło się ocieplić. wstawiamy do zamrażarki na pół godziny do schłodzenia. 

gruszki obieramy ze skórki, wydrążamy w środku. do rondelka wlewamy wino i wsypujemy cukier. następnie dodajemy laskę wanilii (bądź jej ekstrakt) i gotujemy do momentu, aż cukier się rozpuści. następnie wkładamy gruszki, tak by całkowicie zakrywało je wino. w przeciwnym wypadku dolewamy wina. dodajemy cynamon. gotujemy na wolnym ogniu przez 20-30minut, aż gruszki zmiękną, ale nie będą całkowicie ugotowane. wyciągamy z syropu i osuszamy. 

w średniej wielkości misce ubijamy jajko z żółtkiem, następnie dodajemy ekstrakt z wanilii i łączymy. czekoladę połamaną na kawałki roztapiamy w kąpieli wodnej. wlewamy śmietankę, mieszamy, do uzyskania gładkiej i świecącej polewy. powstały w ten sposób ganache łączymy z cukrem i gotujemy przez kilka minut, aż do jego rozpuszczenia. odstawiamy na stronę, do  ostudzenia. 

ciasto do tarty wyjmujemy  z zamrażarki. ostudzone gruszki kroimy w cienkie plasterki, tak by zachować ich kształt. następnie układamy je na spodzie tarty, lekko rozsuwając każdą połówkę - jak wachlarz.  

pół szklanki czekoladowego ganache łączymy z wcześniej ubitymi jajami, po to by je zahartować. na koniec wlewamy całą polewę i mieszamy, aż do połączenia. 

czekoladowy krem wylewamy na tartę, tak by nie pokrył on wierzchu gruszek. pieczemy około 50 minut w temperaturze 190 st. C., bądź krócej. wyjmujemy gdy brzegi tarty będą złociste, czekoladowy środek puszysty, zaś wierzch delikatnie twardy i popękany na brzegach. 
odstawiamy na 10 minut do przestygnięcia, a następnie wyjmujemy z formy.






jedna z najlepszych tart, jaką przyszło mi upiec. przepis na tartę podstawową znajdziecie tu www.bagatelkawkuchni.blogspot.com/2013/09/wpada-gruszka-do-kuchni.html. a do obecnej wersji chyba już zawsze będę miała sentyment. :)


niedziela, 6 kwietnia 2014

miejsce tysiąca twarzy, zapachów i dźwięków - Cafe Alegoria.

Są takie miejsca w Trójmieście, do których wracam nie jeden raz. Przechowują garść wspomnień o ludziach, z którymi tam byłam, godzinach spędzonych na rozmowach. Historie, które każdy nowy dzień oprósza pudrem zapomnienia.    
Tym razem błąkając się z głową pełną myśli po trójmiejskich ulicach codzienności, natknęłam się na Cafe Alegoria. Z zewnątrz niepozorna, skryta w cieniu wrzeszczańskich kamienic. Wnętrze, a także styl w jakim egzystuje wśród gdańskich lokali, w pełni oddają charakter nazwy.  



To jedno z tych miejsc, w których ze słońcem za oknem mogę zjeść niebanalne tiramisu, czy zwyczajnie uciec daleko ze swoimi myślami. Otulać się zapachem kawy.  



 

Cafe Alegoria jest taka, jaką tworzą ją ludzie - właściciele i pracownicy. Prosta, ale dająca od siebie to, co najlepsze. Nowe miejsce (Dmowskiego 9) to dla niej wyzwanie, ale również początek kolejnej przygody. I mam nadzieję, że będzie ona inspirująca, odkrywcza i pełna szczęśliwości. 



Przytłumione światło lamp, ciepły blask stolikowej świeczki, niesamowite jazz-improwizacje. Tak właśnie widzę Alegorię, która późnym, sobotnim wieczorem odsłania przede mną swoją drugą twarz.




Na minimalistycznej scenie zespół Piąte Piętro - kilku muzyków, jedna miłość - jazz. To właśnie ona sprawia, że mimo dzielących ich często tysięcy kilometrów, na małej powierzchni 2x2 stają się jednością. Piąte Piętro porusza w duszy słuchacza niejedną strunę emocji.  




Wszystko to sprawia, że Cafe Alegoria - jak w prawdziwym tego słowa znaczeniu - to nie tylko kawiarnia czy restauracja z kuchnią pełną pasji. To miejsce gdzie można przysiąść i odnaleźć setki zagubionych słów. Wypić filiżankę herbaty, która skrywa odpowiedzi na nurtujące pytania.  Na żywo posłuchać jazzowych czy blues'owych brzmień.  



To miejsce tysiąca twarzy, zapachów i dźwięków. Wszystko to spaja w jedno grupa ludzi, którzy odwiedzających ich klientom, oferują w swojej karcie to, co najlepsze: miłość, pasję i zaangażowanie. 



Podziękowania dla:

Pracowników Cafe Alegoria (Pana Krzysztofa Karwackiego, Olgi, Basi i całej reszty) za współpracę.

Muzyków z zespołu Piąte Piętro za niezwykłe doznania słuchowe i stworzenie wyjątkowego klimatu podczas koncertu.  

Mag.Kor. i Sławy - dziewczyny to dzięki Wam ten wpis mógł ujrzeć światło dzienne.