środa, 31 lipca 2013

o smaku wolności



wakacje. 
krótka przerwa w publikacji. bo każdy potrzebuje załapać oddech, odciąć się od codzienności i zwyczajnie odpocząć. 
przerwa by uporządkować pewne sprawy, pomyśleć, obrać nowe cele. czas na 'niecofanie', łapanie wiatru w żagle. 


wracam z koszem pełnym po brzegi pomysłów, z garściami radości, zeszytem nowych smaków. 
od dziś będziecie mogli śledzić moje poczynania również na facebook'u. oby wszystko zadziałało. 

idzie nowe! 

czas by sięgnąć po więcej. 


a o tym jak smakuje wolność... już wkrótce! 

wtorek, 23 lipca 2013

lepki krem z chmur


chmury jak baranki popędzane przez wiatr, mknął wysoko niebem. niedoścignione. białe, puchate i trochę zarozumiałe. na wszystkich patrzą z góry. 
podobnie jest z kruchą rurką, która pyszni się na talerzu. po same końce przepełnia ją słodki krem - jej odwieczny przyjaciel. całkiem niezła symbioza. 
krem pozostawia na buzi lepką warstwę, by uśmiech z twarzy łakomczucha nigdy się nie odkleił. 





kruche rurki z kremem 

Składniki: 
(na 25 sztuk)

ciasto

1 osełka górska
3 szklanki mąki
1 szklanka śmietany 30%

krem

4 białka z jajek
17 dag cukru
szczypta kwasku cytrynowego (do smaku)

mąkę z masłem siekamy nożem, dodajemy śmietanę. zagniatamy ciasto i owijamy w folię. wstawiamy do lodówki na 1 godzinę. schłodzone ciasto dzielmy na 4 części. jedną z nich rozwałkowujemy na kształt prostokąta o grubości około 3 mm. następnie radełkiem bądź ostrym nożem kroimy ciasto na pasy o szerokości 1,5 cm. przygotowany pas ciasta owijamy na formie do rurek, wcześniej obsypaną mąką. zaczynamy od części węższej i kończymy na szerszej.podobnie postępujemy z następnymi pasmami ciasta. rurki smarujemy roztrzepanym jajkiem i posypujemy po wierzchu odrobiną cukru. 
pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200st.C przez około 15 minut, aż ładnie się ze złocą. 

białka ubijamy na sztywno. następnie małymi porcjami dodajemy cukier i kwasek cytrynowy. ubijamy około 10-15 minut, do chwili aż kryształki cukru nie będą wyczuwalne.  

przygotowane, ostygnięte rurki wypełniany kremem za pomocą rękawa cukierniczego. 




krucha rurka z kremem. sentymentalny powrót do chwil z dzieciństwa, kiedy wszystko było proste i tak bardzo do wyobrażenia. bo ten Cumulus na niebie, to nie jakaś tam chmura, ale wielki, kłębiasty olbrzym - pasibrzuch, który bez opamiętania zjada inne chmurne dzieci. 



i jest jak być powinno. słodko, słonecznie, wakacyjnie. 

środa, 17 lipca 2013

z jagodowego chruśniaka

wczorajszy dzień przyniósł cały koszyk śmiechu, radości i beztroski. chwile przepełnione zapachem słodkiej kruszonki i palonego drewna. późnonocne, głośne rozmowy i wczesnoporanne pogaduchy do poduchy.
próba odnalezienia małego wozu, który zaplątał się gdzieś w sieci nieba, poprzetykanej innymi gazowymi kulami – braćmi.  
spadająca gwiazda. i życzenie. każde inne, bo każdy skrycie ma, gdzieś zaszyte głęboko kilka swoich własnych. i nikomu ich nie pokazuje. marzenia-życzenia. niech się spełnią. niech przyniosą ze sobą coś dobrego. 




drożdżowy wieniec z jagodami i kruszonką


Składniki:

550 g mąki
10 g drożdży instant (lub 30 g świeżych)
1 szklanka mleka
100 g masła
2 jajka
5 łyżek cukru
szczypta soli
250 g jagód

kruszonka

100 g mąki pszennej
60 g masła (miękkiego)
1 cukier wanilinowy
5 łyżek cukru

ponadto :
1 roztrzepane jajko (do posmarowania)

przesianą do miski mąkę, łączymy z  suchymi drożdżami, dodajemy szczyptę soli. roztopione masło łączymy z ciepłym mlekiem, cukrem i roztrzepanymi jajkami. tak przygotowaną ciepłą, ale nie gorącą masę wlewamy do mąki z drożdżami. łączymy, a następnie wyrabiamy elastyczne i dość luźne ciasto przez około 10 minut. na koniec lekko oprószamy mąką. przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 1 godzinę do wyrośnięcia.
kiedy ciasto wyrośnie, rozwałkowujemy je na prostokąt o grubości 4mm. nakładamy jagody i zwijamy jak roladę. końce zwilżamy odrobiną wody lub mleka i łączymy. wkładamy do formy z kominem ( ja użyłam zwykłej tortownicy, zaś w środek włożyłam żaroodporny kubek) i odstawiamy na 30 minut do podrośnięcia. przykrywamy ściereczką.

przygotowujemy kruszonkę. 
mąkę z cukrem i masłem mieszamy i wyrabiamy siekaczką kruszonkę, można użyć też własnych palców ;)

wierzch wyrośniętego ciasta nacinamy ukośnie w kilku miejscach i delikatnie rozciągamy. smarujemy rozkłóconym jajkiem i posypujmy obficie kruszonką.
pieczemy przez 35-40 minut w temperaturze 200st C, aż kruszonka się zrumieni. najlepiej piec na metalowej kratce.



i nagle Twój świat, Twoje małe tu i teraz staje się jagodą, oblepioną maślaną kruszonką. a Ty pragnąc więcej, wciąż ją podskubujesz, tak jak kiedyś w dzieciństwie, kiedy nikt nie patrzył. z fioletową buzią i okruchami na twarzy wyruszasz na spotkanie przygody. uśmiechnięty od ucha do ucha. 



wtorek, 16 lipca 2013

o leniwych gwiazdkach

miło jest leżąc, obserwować gwiazdy na niebie, szczególnie latem. ale kiedy przychodzi leniwe i pochmurne lato, które skąpi ciepła, a daje tylko chłód i 'niedouśmiechanie', trudno żeby i gwiazdy nie były leniwe. no bo kto chciałby przy takiej pogodzie, codziennie sterczeć tam w górze?
nikt. 
na leniwe, słodkie popołudnie zjadłam pierogi, a raczej pierożane leniwe gwiazdki. z mięciutkimi, serowymi brzuszkami. wszystkie ubrane jednakowo w cynamonowo-śliwkowe kubraczki. było im bardzo do twarzy i do smaku. 


bardzo leniwe pierogi

Składniki:
(na 4 porcje)

500 g półtłustego twarogu
1 jajko
100-160 g mąki
2 łyżeczki cukru wanilinowego
szczypta soli

żółtko oddzielamy od białka. twaróg ucieramy z żółtkiem, solą i cukrem. dodajemy mąkę, a następnie ubitą na sztywno pianę z białek i zagniatamy dość luźne, ale nie lepiące się do ręki ciasto. 
z ciasta formujemy prostokąt o grubości około 6mm i wycinamy foremką dowolne kształty. 
jeśli wolicie pierogi o tradycyjnym kształcie, to z ciasta formujemy wałeczki o średnicy 3cm. spłaszczamy je na grubość 6mm i kroimy ukośnie w rąby. 
gotujemy w lekko osolonej wodzie (ok. 2,5-3 litrów), a gdy zawrze, wrzucamy przygotowane pierogi. gotujemy 2 minuty od chwili, gdy wypłyną na powierzchnię. 
zmodyfikowany przepis pochodzi z książki Marka Łebkowskiego "Potrawy jarskie"




sos cynamonowo-śliwkowy
kilka śliwek
1 łyżka masła
1 łyżka cukru (lub więcej) 
1 łyżeczka cynamonu
szczypta kardamonu

umyte śliwki drylujemy, a następnie kroimy na ćwiartki lub niezbyt cienkie plastry. na patelni roztapiamy masło, dodajemy cukier oraz przyprawy, mieszamy aż całość zacznie się pienić, a cukier się rozpuści. następnie wrzucamy nasze śliwki. muszą zmięknąć i puścić sok.  




PS. wiecie, że istnieją też leniwe sera? 

niedziela, 14 lipca 2013

pobawmy się w zielone!

grasz z zielone? gram! masz zielone? mam!

chyba, że ktoś nie miał, wtedy cóż... stawał się zwyczajną gapą. no bo jak tu nie mieć nic zielonego? 
zielone skrywało się wszędzie. w bucie, w pierwszym szkolnym tornistrze. wymiętoszone zielone było nawet w zakamarkach bluzy czy spodni. niby zwykła dziecięca gra, ale niosła ze sobą niewypowiedziany ładunek radości i dużo uśmiechu, aż po sam czubek nosa. co prawda wiosna już za nami, ale nadal wkoło jest zielono.

a do kuchni również zawitało zielone drzewo brokułowe. smaczne. zdrowe. 




makaron z brokułem na migdałowych płatkach 
(dla 4 osób) 

1 brokuł
pół kostki twarogu
250 g makaronu typu fusilli (świderki)
garść migdałów w płatkach
garść orzechów nerkowca
2 duże ząbki czosnku
1 łyżka masła
sól, pieprz

brokuł dzielimy na różyczki, a następnie gotujemy przez 7-8 minut w lekko osolonej wodzie. w tym samym czasie gotujemy makaron (ja użyłam świderek 100% durum, dzięki czemu makaron się nie skleja).
do garnka z odcedzonym makaronem dodajemy masło i przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku. lekko podgrzewamy. na patelni prażymy migdały i orzechy, aż delikatnie się zrumienią. uwaga żeby nie przypalić! następnie do makaronu dodajemy pokruszony ser, łączymy z brokułem. przyprawiamy do smaku solą i pieprzem. na koniec dodajemy uprażone migdały i orzechy nerkowca. 


danie w sam raz na 'studencką kieszeń'. jeśli nie macie czasu, chcecie zjeść coś dobrego, nieskomplikowanego w wykonaniu i nie obciążającego portfela, koniecznie spróbujcie. czas wykonania nie przekracza 15 minut. 

środa, 10 lipca 2013

podaruję Ci uśmiech ze słodkich bananów.

bananowy chleb czy cupcake? nigdy nie byłabym w stanie wybrać. dziś jednak wybór pada na to drugie. bo małe, słodkie i cieszy oko.
tuzin muffinek w kolorowych papilotkach - jak sukienkach – kto by nie chciał?
mięciutkie i ciepłe. ze środkiem pełnym ciemnych prążków, bo brązową nicią szyte są muffinkowe brzuszki. już po chwili znikają, jedna po drugiej. raz, dwa, trzy... szybko, by nikt nie zauważył.


to miłe widzieć, że smakują, że niosą w sobie odrobię radości.
bo dziś za szybko biegniemy. nieustanny maraton. niezauważani. mijamy siebie. 
i zwyczajnie za mało się do siebie uśmiechamy.


mój bananowy uśmiech - dla Każdego.  



muffinki bananowe
(12 dużych)

Składniki:

4 banany
250 g mąki
1/3 szklanki stopionego masła 
2/3 szklanki cukru 
1 jajo
1 mały cukier wanilinowy
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100g białej czekolady (pokrojonej w kostki)
200ml maślanki lub jogurtu naturalnego

wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. 

banany miażdżymy widelcem, dodajemy z stopione masło, maślankę, roztrzepane jajko oraz cukier. wszystko łączymy na jednolitą masę. 
do osobnej miski przesiewamy mąkę wraz z sodą i proszkiem. dodajemy mokre składniki i mieszamy kilkoma energicznymi ruchami. na koniec dodajemy czekoladę.

ciasto nakładamy do wcześniej przygotowanych foremek. pieczemy przez około 18-20 minut w temperaturze 180st. C, aż muffinki będą zrumienione. 


wtorek, 9 lipca 2013

moja paprykowa love

uwielbiam paprykę. za kolor, za smak, za witaminy. chociaż jeszcze nie jest jej pora, lubię ją tak samo jak wszędobylskiego teraz pomidora. 
czerwone cudo. 
i warto było przetrząsnąć wszystkie sklepowe półki, stać w kolejce w osiedlowym warzywniaku, by w końcu stać się szczęśliwą posiadaczką kilku sztuk. najlepszych. słowem udana zdobycz. 




zrobienie paprykowej zupy-krem nie wymaga specjalnych uzdolnień kulinarnych. bez obaw może ją zrobić każdy kuchenny laik. nic się nie zważy, nie rozgotuje. jej wykonanie nie jest też pracochłonne. 

zupa-krem z papryk
(dla 6 osób)

Składniki:

4 czerwone papryki
4 średniej wielkości marchewki
2 średniej wielkości cebule
1 pomidor (niekoniecznie)
2 łyżeczki koncentratu pomidorowego
2-2,5 szklanek bulionu
oliwa z oliwek/pestek winogron
2 ząbki czosnku
pół łyżeczki chilli w płatkach
sól, pieprz
mielona słodka papryka, chilli (do smaku)

na patelni podgrzewamy oliwę, dodajemy marchewkę pokrojoną w talarki. osobno podsmażamy też czosnek z cebulą, uprzednio pokrojoną w kostkę. na końcu osobno dusimy paprykę pokrojoną w 1cm kostkę.  do czasu aż straci jędrność (trwa to około 10 minut). wszystkie warzywa przesypujemy do jednego garnka, dodajemy pomidor i przecier. całość zalewamy bulionem i gotujemy około 15 minut, aż warzywa zmięknął. delikatnie solimy. następnie odstawiamy. lekko ostudzoną zupę miksujemy na gładką jednolitą masę.    

doprawianie zostawiamy na sam koniec, po zmiksowaniu - wtedy smaki się intensyfikują. 

zupę podajemy z czosnkowo-ziołowymi grzankami.
ja najczęściej łączę oliwę z bardzo drobno posiekanym czosnkiem, dodaję suszoną bazylię, oregano i tymianek oraz sól czosnkową i mielony kolorowy pieprz. bagietkę lub inne ulubione pieczywo kroję w kostkę, obtaczam w przygotowanej wcześniej oliwie z przyprawami i piekę w piekarniku lub w wersji ekspresowej smażę na patelni. 



paprykowa love… bo każdy kto choć raz jej spróbował, od razu się w niej zakochał. 
magia? 
kolor mami wzrok, chrupiące ziołowe grzanki wzmagają apetyt. 

nawet jeśli nie jesteście smakoszami zup, a słysząc słowo zupa-krem, w głowie rodzi Wam się obraz przecierowej papki dla niemowląt, to smak tej Was zaskoczy. 

jak smakuje taka miłość? 

to słodycz papryki dojrzałej od uścisków słońca, pikanteria temperamentnej papryczki chilli i delikatność młodej marchewki.  


zupa krem zaistniała na liście moich ulubionych dzięki mojej Siostrze. przepis z pierwszej ręki. 
B. - dziękuję. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

bo bezsenne noce przynoszą… chleb

(…)otworzyła oczy i zerwała się z łóżka. Cała rozczochrana, z pomiętą jak kartka twarzą pobiega do kuchni. Musiała sprawdzić czy wciąż tam jest. Był. Czekał na nią. Gdy tylko go zobaczyła, wiedziała że będzie należał tylko do niej. Z nikim się nie podzieli. Ot, taka egoistyczna dusza. Wpatrywali się w siebie. Ona blada, on opalony. Już po chwili trzymała go w ramionach, by w brutalny sposób wyrwać mu serce i obedrzeć ze skóry. Wcześniej jednak pozbawiła go kawałka chrupiącej piętki i zjadła ze smakiem. 


chleb z oliwkami 

20 g świeżych drożdży (lub 1,5 łyżeczki suszonych)
450g mąki pszennej
300ml wody
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki ziół (bazylia, oregano, tymianek) 
150g oliwek

drożdże łączymy z cukrem, dodajemy 2 łyżki wody, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 10 minut. podrośnięte drożdże łączymy z pozostałymi składnikami (oprócz ziół i oliwek) i wyrabiamy dość luźne ciasto. na koniec dodajemy zioła i oliwki i delikatnie łączymy z ciastem. odstawiamy na 40 minut do wyrośnięcia, a następnie pieczemy 35-45 minut w temperaturze 220st.C. 
dodatkowo na dno piekarnika możemy wsypać pół szklanki kostek lodu, tak by utworzyła się para. 
sprawi, że skórka będzie lepiej się rumienić. 
zmodyfikowany przepis pochodzi z ''pracowni wypieków''



gdy zbyt wiele myśli rodzi się gdzieś w głowie do człowieka przyklejają się jak rzepy bezsenne noce. takie co to nie pozwalają zamknąć oczu i odlecieć do piotrusiowej Nibylandii. pomysłów na walkę z 'bezsenkami' jest trochę. jak choćby wypicie ciepłego mleka. a co jeśli jakiś Ktoś go nie lubi?
na bezsenną noc mam chleb. ale taki, który sama zrobię. i kiedy przyjdzie w końcu po długim czekaniu, postukać w jego skórkę i usłyszeć w odpowiedzi miłe chrupanie, wiem że bezsenki zaraz znikną .

 i zostanę tylko ja, mój sen i chleb jeszcze gorący – co go zjem na śniadanie. 


piątek, 5 lipca 2013

o indyjskim kubku co miał mnie dość!




Zły kubek, zły… i inwalida teraz. Stoi na kuchennym blacie cały nadęty, z wielkim brzuchem. 
Obrażony? 
Nie.. raczej głuchy. Pozbył się ucha. 
Dlaczego? Zwyczajnie miał mnie dość.
Teraz stoi tam sam jak palec, niesłyszący, ale nadal pijący.
Do czasu!
znalazłam dla niego nowe zadanie.
Jednak najpierw muszę się nauczyć migowego, języka kubkowego, by móc mu je wytłumaczyć.

Co na to jego rodzina? 
Stwierdziła, że zawsze miał coś nie tak..z uchem.

czy przywiązuję się do rzeczy materialnych? raczej nie, ale do niektórych mam duży sentyment. 
indyjski kubek - pamiątka. przechowywał w sobie dużą dawkę wspomnień. 
a brak ucha, chyba dodał mu uroku i kubkowej niewinności. 

czwartek, 4 lipca 2013

księżycowy rogal na spóźnione śniadanie

plaża nocą - chłodna, nieprzyjemna. jakby chciała w ten sposób wyprosić plażowiczów – niechcianych gości. jednak oni wciąż tam tkwią, samotni lub w gronie przyjaciół. myślą, śmieją się, rozmawiają, milczą. nieprzerwanie.
powrót nad ranem... i promienie wschodzącego słońca, próbujące przebić się przez kłęby chmur, które tkwią na nieboskłonie w sennym letargu.

i miasto budzące się ze snu. niedospanie. czekam, mrużę oczy. zegarek odmierza czas, tik, tak, tik, tak.. 
i marzę o tym by otulić się kocem i śnić kolorowe sny.





ciepłe rogaliki na 'nieśniadanie'. zjedzone zbyt późno, by móc nazwać je śniadaniem. mają w sobie coś kojącego i coś dobrego. 

różane lub czekoladowe serce. 


siostrzane rogaliki drożdżowe 
(na około 24 rogaliki)

1,2 kg mąki
1 kostka drożdży
3 jaja
1/2 szklanki oleju
1 szklanka cukru
1 cukier wanilinowy
1/2 litra mleka (ciepłego)
konfitura z róży, czekolada (nutella)
1 roztrzepane jajko (do smarowania)


drożdże rozcieramy z 4 łyżeczkami cukru. przykrywamy ściereczką i odstawiamy na około 10 minut w ciepłe miejsce. do głębokiej miski przesiewamy mąkę, dodajemy jajko, pozostały cukier, drożdże, mleko i olej. wszystkie składniki łączymy, delikatnie podsypując mąką. ciasto wyrabiamy na gładkie i elastyczne (ma odrywać się od ręki). układamy w misce, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na ok. 1 godzinę do podwojenia objętości.

wyrośnięte ciasto dzielimy na 3 części. jedną z nich rozwałkowujemy na kształt koła o grubości ok. 4mm. następnie ciasto kroimy na 8 części (trójkątów). na środek najszerszej części każdego trójkącika nakładamy łyżeczkę nadzienia i zwijamy w kierunku wierzchołka. 

gotowe rogaliki układamy na blaszce i smarujemy roztrzepanym jajkiem. pieczemy w temperaturze 180 st. C
przez 20 minut, aż do zrumienienia.  


gdy na niebie świeci słońce możesz wykraść mu trochę promieni i wystawić ciasto w misce na zewnątrz. urośnie szybciej, rogaliki będą jeszcze piękniejsze.




rogaliki wykonane według siostrzanej receptury. zrobione tak jak nauczyła mnie moja Siostra. 

A. - dziękuję! 

środa, 3 lipca 2013

otulona pomarańczą podpalam kuchnię

upajam się zapachem pomarańczy...

gdy na niebie w końcu Słońce, ale w środku nadal niedostatek ciepła, dlaczego by nie podnieść trochę temperatury i nie rozniecić ognia? 
ogień na patelni ! flambirowanie


jak mitologiczny Prometeusz, wykradam nie ogień, lecz brandy z lodówki, po cichu... żeby nikt nie widział .
z mieszaniny brandy, soku i ognia powstaje sos i to nie byle jaki, lecz rozkosznie piękny, klarowny, ciepły, słodki
i jak tu nie chcieć być naleśnikiem? taplać się w syropie i zostać zjedzonym ze smakiem przez Suzette,
marzenie

dziś tradycyjne, francuskie 

crepes suzette 

Składniki: 
(4 duże naleśniki) 

250ml mleka
100g mąki
2 jaja
25g cukru
łyżeczka oleju

jaja ubijamy, dodajemy mleko, cukier, mąkę i olej. łączymy razem. odstawiamy na ok. 10 minut, by ciasto odpoczęło.

Sos:

3 łyżki brązowego cukru (może być biały)
1/4 szklanki soku z cytryny
1/2 szklanki soku z  pomarańczy
otarta skórka z 1 pomarańczy
2 łyżki masła
kieliszek likieru pomarańczowego
brandy (ok. pół lampki od wina)

na rozgrzaną patelnię wsypujemy cukier i wlewamy sok z cytryny. mieszamy, uważając by cukier się nie przypalił. gdy całość lekko zbrązowieje, dodajemy skórkę z pomarańczy, sok oraz masło. łączymy aż do uzyskania gładkiego sosu. na koniec wlewamy likier. do tak przygotowanego sosu wkładamy naleśniki złożone w kopertę. następnie wlewamy brandy i podpalamy. 

uwaga!
*sos na patelni musi wrzeć, aby alkohol się zapalił.
**podczas zapalania nie pochylaj się nad patelnią . 




i pewnie wynalazca tego przepisu zmroziłby mnie wzrokiem, gdyby dowiedział się, że zjadałam je na śniadanie.




naleśniki, kto ich nie jadł?
i czy jest ktoś, kto ich nie lubi?

 naleśniki kocham w każdej postaci, najbardziej ze słodkim twarożkiem, lub czekoladowe z miodowym jogurtem greckim i garścią borówek.. ale o nich innym razem:)

poniedziałek, 1 lipca 2013

o smaku słońca

po nocy wstaje dzień, a po burzy słońce… ciepła grzanka z czerwonym słońcem i zieloną nadzieją 

nie bez powodu Włosi nazywani są dziećmi słońca. bruschetta zjedzona o poranku sprawia, że świat staje się lepszy, a gdy dołączy do tego kubek własnoręcznie zrobionego grande caffe latte... 
wierzcie mi, czuję się jak prawdziwa Włoszka.





grzanka o złotej karnacji, ma tak zgrabne boczki, że bazylia - niezłe ziółko -  zzieleniała aż z zazdrości, a pomidor - wieczny amant - cały skąpał się w miłości... 
zgrane trio o prawdziwym włoskim temperamencie.   


Bruschetta (Antipasto)

Składniki: 
( na około 4 sztuki)

pieczywo pszenne (może być bagietka, bułka paryska)
1 duży pomidor
4 ząbki czosnku
garść świeżych listków bazylii
oliwa z oliwek (lub inna)
suszone oregano/bazylia
sól i pieprz

nagrzewamy piekarnik do 180st C. dwa ząbki czosnku drobno kroimy lub wyciskamy, łączymy z oliwą z oliwek, solą i smarujemy kromki pieczywa. wkładamy do nagrzanego piekarnika na ok. 7-8 minut, aż będą rumiane i chrupiące. 
pomidor kroimy w kostkę, dodajemy drobno posiekane listki bazylii, czosnek oraz przyprawy. nakładamy na jeszcze gorącą grzankę. 

do pomidorowego farszu możemy dodać również oliwki, kilka kropel octu balsamicznego lub ser mozzarella -  naszą bruschettę zapiekamy dodatkowo przez 2 minuty. 

jeśli masz mało czasu, do zrobienia grzanek możesz wykorzystać zwykłą patelnię ;) 


3P:  proste, piękne, pyszne
zamykam oczy i przenoszę się do słonecznej Toskanii; lubię kiedy dobrze się dzieje:)